Przejdź do głównej zawartości

Herbatka autorska z... Łucją Jaksz Alves


Herbatka autorska z... Łucją Jaksz Alves

"Mam 40 lat, Kula jest moim debiutem. Jestem Świdniczanką i kocham Świdnicę pomimo, iż od wielu lat mieszkam w Wielkiej Brytanii. Miasto rodzinne odwiedzam tak często jak to tylko możliwe i wtedy bywa, że wraz rodziną znikamy gdzieś w Sudetach, gdyż nie sposób się oprzeć ich wołaniu i urokowi. Aktualnie spełniam się w pracy, która daje mi wiele szczęścia - zajmuję się osobami z niepełnosprawnością intelektualną i fizyczną, opiekuję się nimi i wspieram w ich codziennym życiu. Interesuję się psychologią i rozwojem duchowym. Ważne są dla mnie zagadnienia zdrowia psychicznego, wspieranie go i kultywowanie tolerancji dla osób chorych psychicznie. Cenię sobie ciszę, kontakt z przyrodą, długie samotne spacery, ciekawe trasy rowerem i wypady pod namiot, ale nie stronię też od dobrej muzyki, tańca i zabawy wśród głośnego tłumu oraz niekończących się rozmów z rodziną i przyjaciółmi, kiedy to serce rośnie a wino smakuje inaczej i lepiej niż zwykle..."

Zapraszam was serdecznie na wywiad z autorką powieści nad którą mam zaszczyt sprawować patronat. Wywiad poprowadzony waszymi oraz moimi pytaniami, rozwinął się do dość pokaźnych oraz bardzo interesujących odpowiedzi :). Zaczynamy już zdecydowanie wychodzić z domów, ale nic nie stoi na przeszkodzie by zatrzymać się na moment, zaparzyć filiżankę dobrej herbaty i zanurzyć się w lekturze... :)

***

Co było tym wielkim BUM które doprowadziło do wydania książki?

Do wydania czy napisania? Jeśli chodzi o napisanie książki to gdzieś zawsze tliło się marzenie, żeby ją napisać, ale nie bardzo wiedziałam o czym i jak. Na pewnym etapie mojego życia pojawiła się psychoterapia, która wymagała ode mnie prowadzenia licznych zapisków i notatek. W trakcie pisania jednej z nich napisałam wiersz biały, w którym opisałam jak się czuję używając przy tym określenia kuli. Wszystko zaczęło się od tego zapisku, który później ewoluował i rozrastał się w krótkie opowiadanie. W pewnym momencie uznałam, że mogłabym spróbować napisać na jego trzonie książkę, o której tak marzyłam. Było to bardzo terapeutyczne i niosące wielką ulgę pisanie. Postanowiłam podzielić się swoimi uczuciami ze światem głównie po to, aby inni cierpiący i zagubieni w swoich kulach odnaleźli w mojej książce zrozumienie i pocieszenie. Była to moja największa motywacja i największe BUM. Jeśli chodzi o wydanie książki to była bardzo trudna i kręta droga, dużo nauki o rzeczach, o których nie miałam żadnego pojęcia. W końcu odrzucając pomysł o self-publishingu zdecydowałam się na wydanie jej z wydawnictwem Novae Res i cieszę się z tego.


Jaki procent własnych przeżyć autorka przekazała czytelnikom?

Książka jest powieścią, nie autobiografią. Stworzyłam fabułę, w której wiele wydarzeń, miejsc, osób jest wymyślona dla potrzeb przedstawienia emocji i uczuć, z którymi naprawdę miałam do czynienia. Najważniejszą rzeczą do przekazania były przeżycia wewnętrzne, czyli emocje, cała psychologia, które są w powieści opisane w stu procentowej szczerości i dokładności. Dzięki temu zabiegowi mogłam dotrzeć do serc i umysłów tych najbardziej potrzebujących czytelników, którzy mogliby odnaleźć w tych opisach cząstkę siebie. Powieść ma nakłaniać do autorefleksji. Niektóre sceny są zupełnie wyssane z palca, inne wiernie odtworzone. Oczywiście bazuje ona na trzonie mojego życia, ale nie zdradza niczego z mojej prywatności ani prywatności osób, które znam. Treść fabuły nie zgadza się z autentycznymi zainteresowaniami, wykonywanymi zawodami ani nie przedstawia autentycznych relacji, jedynie reprezentuje je wszystkie w skompresowanej formie. Dopasowałam fabułę pod emocje, które chciałam przelać na papier i wymyśliłam odpowiednie sceny, w których jest po kilka lub więcej ziarenek prawdy, gdyż inaczej nie byłoby to wiarygodne.


Jak umiejętności szkolne z zakresu konstrukcji dzieła literackiego, stylistyki oraz tworzenia różnych form literackich przełożyły się na sukces twórczy?

Zabierając się za Kulę nie wiedziałam jak napisać książkę i szczerze mówiąc nie jestem pewna czy nawet teraz wiem jak to się robi. Może każdy autor ma swój sposób i nie ma żadnych ścisłych ani obowiązujących schematów czy wytycznych odnośnie powstawania dzieła literackiego. Zawsze bardzo lubiłam pisać i miałam jak to mówią lekkie pióro. Myślę, że w moim przypadku był to główny atut. Pisząc nie myślałam o tym, aby mieścić się w jakichś ramach. Po prostu pisałam i pisałam, a kiedy treść zrobiła się dosyć obszerna pojawiło się pytanie: co to właściwie jest za forma, którą stworzyłam? To był jeden wielki bałagan, gdzie pomieszane były czasy i narracja, totalny brak chronologii, nie było wyraźnego początku, rozwinięcia, a koniec nie był jeszcze mnie samej wiadomy. Nie było też dialogów. Musiałam trochę odświeżyć i uzupełnić wiedzę. Ostatni raz z pracą nad tekstem miałam przyjemność w szkole średniej, czyli dwadzieścia lat temu. Na studiach takich rzeczy nie robiliśmy. Potrzebny był mi jakiś początek, rozwinięcie prowadzące do momentu kulminacyjnego, a najlepiej do co najmniej dwóch no i zakończenie najlepiej z jakimś konkretnym przekazem. Byłam przerażona pracą jaka mnie czeka, czułam się przeciążona i obawiałam się, że polegnę. Postanowiłam robić postęp małymi kroczkami.  Część tej pracy z pewnością zawdzięczam temu co wyniosłam ze szkoły. Kiedy ustaliłam po kolei chronologię i punkty kulminacyjne zaczęłam czyścić tekst, ustaliłam narrację i poukładałam chronologię. Na tym już bardziej przejrzystym tekście pracowałam dalej trzymając się ustalonej narracji i pozostałych rzeczy. Zaczęłam dodawać i rozbudowywać wszystkie fragmenty oraz wzbogacać je o dialogi. W tym momencie zaczęła się najprzyjemniejsza część pracy, gdyż miałam wszystko ustalone i wiedziałam, czego się trzymać. Dalsza praca była dekorowaniem, wzbogacaniem, uzupełnianiem i kreowaniem. Zaczynałam nadawać książce charakter. Po zakończeniu wpadłam w uciążliwą i bardzo męczącą pracę, którą wykonywałam w nieskończoność. Całą książkę przeczytałam wiele razy poprawiając styl i wszelakie błędy, które byłam w stanie dostrzec. Kiedy była jako tako gotowa i czułam, że z mojej strony już niczego więcej jestem w stanie zrobić, przekazałam ją profesjonalistom do dalszej korekty.


Czy wiedza literacka jest niezbędna, by pisać? A może wystarczy jedynie wrażliwość i intuicja twórcza?

W moim przypadku była to przede wszystkim wrażliwość i jako taka intuicja twórcza. Zawsze płynnie i z łatwością przelewałam uczucia na papier, bawiłam się w rozpisywaniu nad emocjami, barwnymi porównaniami, tworzeniem metafor i bogatych refleksji. Myślę, że tym wszystkim jest moja książka. Nie ma w niej faktów, historii, szczegółowych opisów jakiejkolwiek specjalistycznej dziedziny. Jej główną składową są uczucia, bo jest to powieść psychologiczna. Nawet nie próbowałam robić z tej książki czegoś czym nie jest. Pozostałam na bezpiecznym gruncie i pisałam tylko o takich rzeczach i w taki sposób, w jaki czułam, że robię to dobrze i pewnie. Uważam, że jakaś tam wiedza literacka jest potrzebna, bo bez tego zwykłe pisanie o uczuciach byłoby nudne i płaskie. Nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek książka powstała bez takiej wiedzy, a jeśli takie są to musi się je bardzo trudno czytać. Tworzenie bez podstaw wiedzy literackiej to jak jazda na łyżwach w ochraniaczach. Warunki są, narzędzia są, ale podstawowej wiedzy co z czym jak – brak.


Czy trudno było napisać tą książkę?

Tak. To była ciężka praca. Każda wolna chwila została poświęcona tworzeniu, zmienianiu, poprawianiu, korygowaniu i wielokrotnemu sprawdzaniu. Moje myśli nieustannie krążyły wokół powieści. W ciągu dnia dziesiątki razy zapisywałam luźne notatki, a jak nie miałam możliwości, bo byłam w drodze, w pracy lub na mieście to nagrywałam albo zapisywałam sobie wiadomości na telefonie. Wszystkie wakacje, czas w podróży, w samolocie, w pociągu, na przystanku były wypełnione radością tworzenia powieści. To była pasja płynąca z serca i z potrzeby, więc ten trud był bardzo osłodzony radością tworzenia i spełniania się. Musiałam spędzić dużo czasu na douczaniu się jak powinna wyglądać powieść. Najtrudniejsze były prace dotyczące stylu, chronologii, ustalenia narracji, czasu, nauczenia się wszystkich tych technicznych rzeczy, o których mało wiedziałam.


Jakie to uczucie osiągnąć wymarzony/ zamierzony cel - czyli napisać i wydać swoją własną książkę?

To jest wspaniałe uczucie. Długo nie dochodziło do mnie, że to się stało. Dokładnie pamiętam dzień, kiedy sama idea o napisaniu książki paraliżowała mnie. Nie wiedziałam jak się za to zabrać, więc po prostu pisałam i ufałam, że będzie dobrze. Im bliżej byłam tego celu, tym większej doświadczałam ekscytacji. To było jak oczekiwanie dziecka. Pisana w tajemnicy nawet przed rodziną wykluwała się spod mojej ręki i rosła aż do dnia, w którym byłam gotowa powiedzieć o niej najbliższym. Kiedy skończyłam po raz któryś, bo poprawiałam ją wiele razy, uczucie spełnienia było największym i najmocniejszym uczuciem. Czułam też ulgę, radość i dumę. Ach, no i byłam bardzo wzruszona. Po wydaniu Kuli czułam się podobnie. Premiera książki była czymś w rodzaju jej chrzcin, których nigdy nie zapomnę. To było to – weszła do grona publikacji, w tak zwany obieg i jest tam ona, cała moja, moje pierwsze dziecko.


Gdy ja coś piszę często towarzyszy mi kubek gorącej czekolady i ciastka. Co Pani kojarzy się z pisaniem ,Kuli,,? Jakieś jedzonko które pogryzła Pani kończąc rozdział, książka która skłoniła Panią do pisania, piosenka do której rytmu toczyły się losy bohaterów, film którego aktorzy wcielili się również w Pani bohaterów, pupil który siedział na Pani kolanach gdy zabrakło weny, okno przez które niejednokrotnie oglądała Pani jeszcze nie zapisane losy bohaterów?

Z pisaniem Kuli kojarzy mi się mój malutki tablet na którym powstawała. Zabierałam go ze sobą, gdzie tylko mogłam. Bywało, że szłam do zacisznej knajpki, gdzie przy lampce czerwonego wina kontynuowałam pisanie. Najczęściej pisałam na swojej sofie obłożona kocami. Musiałam mieć przy tym ciszę. Muzyka rozkojarzała mnie bardzo i nie potrafiłam przy niej zebrać myśli. Nic też nie podgryzłam, popijałam ewentualnie kawę, albo niektórymi wieczorami wino, które niebywale przyspieszało moją pracę i miało fantastyczny wpływ na kreatywność. Najczęściej siadałam do pisania tak po prostu, bez niczego. Weny nie brakowało. Miałam całą listę zagadnień, które systematycznie wprowadzałam i rozbudowywałam o nie fabułę. Wszystko opierało się na moich doświadczeniach, głównie przeżyciach wewnętrznych, więc było mi w miarę łatwo przelać to na papier, gdyż pisałam o czymś mi znanym i bardzo moim. Bywały oczywiście momenty, w których musiałam dużo zaimprowizować w celu chronienia swojej prywatności albo prywatności osób trzecich, więc wtedy wena była dosłownie poszukiwana dla celu stworzenia fikcji.


Kiedy i przy jakiej okazji po raz pierwszy pomyślała Pani o napisaniu "Kuli" wymyśliła pierwsze zarysy historii którą warto było uwiecznić?

Pierwsze zarysy powstały przy wylewaniu emocji na papier podczas terapii. Napisałam wówczas wiersz biały, który jest głównym trzonem całej historii. Zawiera on wszystkie części powieści. Dosłownie zbudowałam na nim całą książkę. Spojrzałam na niego, odczytałam kilka razy, rzuciło mi się w oczy słowo kula i od tamtej pory nie mogłam opędzić się od powracającej myśli: napisz książkę. Tak więc siadłam i napisałam. Jeśli chodzi o zarysy historii to ewoluowały one cały czas w trakcie pisania. Przyznaję, że sam wstęp był przesuwany wielokrotnie, aż w końcu zniknął gdzieś w połowie powieści. Dopiero na sam prawie koniec olśniło mnie i napisałam wstęp, który widnieje aktualnie w książce i ma się tam, mam nadzieję, całkiem dobrze.


Jakie uczucie towarzyszyło Ci w trakcie pomysłu na napisanie książki, jakie podczas pisania i jakie po napisaniu książki?

Kiedy pojawił się pomysł poczułam dużo zapału i nadziei. Choć nie wiedziałam jeszcze jak to zrobię, wierzyłam, że to zrobię. Oczami wyobraźni widziałam tę książkę, że już jest. Kiełkowała szybko ekscytacja, która towarzyszyła mi aż do wydania książki. Mieszanka obaw, braku wiary w siebie, a z drugiej strony zaufania, że jakoś dam radę, no i radość na samą myśl jak to będzie kiedy ją napiszę. Podobne uczucie do tego, kiedy byłam dzieckiem i nie mogłam doczekać się wyjazdu na wakacje próbując jednocześnie wyobrazić sobie jak to będzie. W trakcie pisania rosło napięcie i oczekiwanie. Były chwile zwątpienia i momenty bezradności, ale szybko pojawiała się wiara, że jestem w stanie to zrobić. Były momenty zadowolenia i rozczarowania. Były fale wzruszenia, silne emocje i łzy. Z ostatnią poprawką oznaczającą koniec mojej pracy czułam ulgę, dumę, wewnętrzne spełnienie i wzruszenie. Kiedy pierwszy raz wysłałam gotowy tekst do wyceny korekty czułam się, bardzo dziwnie, nieswojo. Byłam zdenerwowana, pełna obaw. W końcu pierwszy raz ktoś miał do niego wgląd i to było trochę niewygodne a zarazem dające mi dużo szczęścia, że to się w końcu naprawdę dzieje. Potem była droga przez mękę, bo zabierałam się za self-publishing, w końcu zdecydowałam się powierzyć książkę wydawnictwu. Ich decyzja o przyjęciu mojej propozycji, podpisanie umowy, propozycje okładki, pierwsza korekta, druga, to wszystko było niezmiernie ekscytujące i dające mi wiele szczęścia.


Co jest Twoją największą radością z procesu pisania książki?

Spełnienie się, możliwość wyrażenia siebie, uzdatnienie nagromadzonych pokładów uczuć, myśli i emocji w zadowalający i kreatywny sposób. Obserwowanie i podziwianie tego, co powstaje, a nawet zaskoczenie tym co się rodzi spod mojego pióra. Wszystko to było bardzo radosnym doświadczeniem. Dawała mi ją też rosnąca wiara w siebie, poczucie własnej wartości. Czułam, że nie tylko moja książka, ale ja sama rozwijam się i dojrzewam, przeobrażam w kogoś kto mnie zachwyca tą determinacją i siłą, walką o swoje marzenie, o siebie i o innych – bo to dla innych pisana była KULA. Jestem kimś innym niż osoba, która zaczęła pisać tę powieść. Książka towarzyszyła mi w mojej terapii i jest dla mnie czymś więcej niż zwykła powieść. To dowód na istnienie w człowieku wielkiej siły, która pomaga nam się przeobrazić i pcha nas pomimo trudów ku powierzchni i zwycięstwu. To nic innego niż szczęście i radość.


Czemu akurat kula? Czemu akurat taka forma ochrony, a nie dla przykładu pokój czy dom?

We własnym pokoju lub domu chronimy się z własnej woli. Wybieramy te miejsca, aby się w nich skryć, bo uważamy je za bezpieczne. Kula nie daje poczucia bezpieczeństwa. Jest straszna, nieprzystępna, rodząca najgorsze emocje. Kula to pułapka, która tworzy się i zakleszcza kiedy ma na to ochotę, w najmniej spodziewanych momentach. To, że pełni funkcję ochronną to inna sprawa. Jej zwyczajnie nie powinno być. To, że powstała służy tylko częściowo, jednak bardziej szkodzi. To metafora psychologicznych mechanizmów obronnych, jakie człowiek wytwarza, aby przetrwać sytuacje ponad jego siły, a przede wszystkim, aby nie musieć mierzyć się ze zbyt trudnymi emocjami.


Historia opisana w powieści nie jest łatwa ani kolorowa. Czy trudno było podjąć decyzję o jej przelaniu na papier?

Miałam moment na samym początku pisania, kiedy nie byłam pewna jak dużo pisać oraz jak bardzo szczegółowo i autentycznie. Nie wiedziałam, czy wyjaśniać przyczyny powstania kuli, czy tylko pisać o niej samej. Kiedy próbowałam taki asekuracyjny styl pisania nic nie miało sensu, było zbyt wiele niedopowiedzeń i sprawiało mi problemy w wyrażaniu się. Uznałam, że to bez sensu pisać takie półprawdy i skoro naprawdę chcę coś zyskać, mianowicie z serca i uczciwie przedstawić sprawy emocjonalnego bólu i zaburzeń psychicznych w celu niesienia ulgi potencjalnym czytelnikom, musiałam postawić na szczerość. To była dobra decyzja, bo wtedy pisało się już bardzo łatwo, bo bez ograniczeń. To po prostu się ze mnie wylewało.


Co najbardziej Pani ceni w pracy z osobami dotkniętymi niepełnosprawnością?

Naturalność, równość, szczerość, autentyczność. Rzeczy są takimi jakie są i to jest dobre. Nie ma presji zmieniania niczego, co byłoby wręcz dowodem na brak akceptacji tego jak wygląda dane życie konkretnej osoby. Tu jest przyjęcie wszystkiego tak, jak jest i dostosowanie się do obecnej sytuacji i wymagań. Bez oceniania, marudzenia, biadolenia, współczucia czy zażenowania. Pełna tolerancja. Wszystko zaczyna nabierać barw, budują się relacje, które nie są zależne, ale bardziej partnerskie, pomimo, że to praca. Nie ma narzucania, korygowania, zabraniania. Odbieramy na jednej fali, rozumiemy się akceptujemy i robimy wszystko, aby to tak dalej trwało, aby życie ludzi, którymi się opiekuję było jak najbardziej pełne, radosne i szczęśliwe. Nawet, gdyby miało to być siedzenie w wózku bez umiejętności mowy i połykania. Na wszystko jest sposób. Albo – dla każdego jest sposób. Wystarczy wyjść temu naprzeciw i im to umożliwić, oczywiście bez ingerowania i narzucania jak wspomniałam. Te osoby mają wybór, wolę i swoje preferencje. Wystarczy zejść z piedestału, bo często, jak to ludzie na niego wchodzimy i nie dostrzegamy, że życie, miłość i szczęście jest wszędzie, w najbardziej nieoczekiwanych miejscach i sytuacjach. Ta praca wyostrza wrażliwość i empatię, uczy pokory i wdzięczności. Sprawia, że skupiam się na innych, na ich bezpieczeństwie, na tym, aby czerpali radość z życia. I wtedy, kiedy to się dzieje, wypełnia mnie wspaniałe ciepłe uczucie. Dziękuję Bogu za każdy dzień w pracy, bo jest on niczym innym jak darem i miłością pochodzącymi od niego. To jest wystarczająco nagradzające, bo w tej pracy nie chodzi o pieniądze. To się robi z pasji i współodczuwania, a zapłata przychodzi w każdej postaci. To jest takie proste, że aż piękne.


Wyemigrowała Pani do Wielkiej Brytanii. Czemu akurat wybór padł na ten kraj?

To nie był wybór, tylko okazja. Znajomy powiadomił mnie o możliwości pracy, więc się zdecydowałam. Nie była to łatwa decyzja, bo wcale nie chciałam wyjeżdżać i byłam temu bardzo przeciwna. Niestety na tamtą chwilę, mówimy o 2004 roku, z pracą było trudno szczególnie u mnie na Dolnym Śląsku. Chciałam kontynuować studia, ale trzeba było płacić, bo kontynuacja była na prywatnej uczelni. Szukałam pracy całe wakacje, bez skutku, a jeśli coś się pojawiło to te oferty płacy były bardzo niskie i pokrywałyby dosłownie miesięczne bilety na dojazd do pracy. Bezsensowność tego doprowadziła mnie podjęcia wyzwania i przyjęłam propozycję, która okazała się wielką szansą.


Jakie są Pani ulubione trasy rowerowe?

Nie mam ulubionych tras. Po prostu jadę przed siebie. Są to najczęściej trasy poza miastem, prowadzące przez wioski, przy lasach, polach zbiornikach wodnych. Mało uczęszczane drogi przez samochody są najprzyjemniejsze, gdzie jest bardzo cicho i słychać tylko ptaki.


Jakie zagadnienia z dziedziny psychologii interesują Panią najbardziej?

Nie mam szczególnie ulubionych zagadnień. Wszystko jest ciekawe i interesujące, ale chyba największą uwagę poświęcam temu, co mi najbliższe, czyli trauma w dzieciństwie, mechanizmy obronne jakie rozwijają się przez całe życie u ofiar molestowania, u osób z rodzin dysfunkcyjnych i tym podobne. Interesuje mnie wpływ różnorakich zdarzeń na człowieka w jego wczesnym życiu i przeróżne schematy jakie powstają. Ciekawi mnie praca nad wewnętrznym skrzywdzonym dzieckiem i tak zwany powrót do wewnętrznego domu.


Jakie jest Pani marzenie do zrealizowania na najbliższe lata? 😊

Spodziewam się pierwszego dziecka, więc skupiam na mim całą uwagę. Moje marzenia aktualnie przede wszystkim dotyczą tego, aby było szczęśliwe i abym nie zawiodła jako matka. Marzę, że zbudujemy wartościową rodzinę. Jeśli chodzi tylko o mnie, to marzę wiele i wierzę, że te marzenia, które wszechświat uzna dla mnie za istotne i ważne spełni je. Trzymam je w sercu i dopomagam ich spełnieniu sama jak potrafię.


******

Serdecznie dziękuję Pani Łucji za tak wyczerpujące odpowiedzi na zadane pytania oraz za czas, jaki na nie poświęciła. Za najciekawsze pytanie, które zostanie nagrodzone egzemplarzem powieści "Kula" zostało uznane pytanie:

"Jakie uczucie towarzyszyło Ci w trakcie pomysłu na napisanie książki, jakie podczas pisania i jakie po napisaniu książki?"

Autorką tego pytania jest pani Dorota Gumienna, którą bardzo proszę o kontakt mailowy pod adresem marysia.17.s@gmail.com. Gratuluję serdecznie!

Komentarze

  1. Bardzo interesujące wywiad,herbatka z Łucją była bardzo ciekawa, inspirująca.Dziekuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wywiad. Super pytania i odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Opowieść niewiernej

  "Ewa i Maciej są małżeństwem. Nie z jakiejś wielkiej miłości, ale dlatego, że tak wyszło, tak wypadało, tak jest rozsądniej i łatwiej żyć. Dość szybko w ich związku pojawiają się problemy dnia codziennego, narasta frustracja i złość. Problem polega na tym, że na naprawieniu relacji zależy tylko Ewie. Czy warto walczyć o związek mimo wszystko?" * ** Tytuł:  Opowieść niewiernej Autor:  Magdalena Witkiewicz Wydawnictwo:  W.A.B. Ilość stron:  320 *** Odkąd tylko pamiętam marzyłam o tym, żeby założyć rodzinę. Żeby mieć męża, dzieci, kiedyś może nawet i dom. Taki dom, w którym wszyscy będą czuli się dobrze, będą chciani, kochani i dobrze zaopiekowani. Dzieci miało być dużo. Moja dziecięca wyobraźnia podpowiadała mi, że ma być ich tyle ile imion mi się podoba. Później już dorosłość i realne patrzenie na sprawy zweryfikowało te marzenia do bardziej realnych liczb. I chyba mi się udaje. Wyszłam za moją największa i jedyną prawdziwą miłość, a teraz na podłodze w pokoju, swoim zielony

Podróże Julki i Krzysia - Zamki Polski Południowej

* ** Tytuł:  Podróże Julki i Krzysia - Zamki Polski Południowej Autor:  Marek Marcinowski Wydawnictwo:  Anatta Ilość stron:  34 ISBN:  978-83-958585-5-0 *** Moi Kochani! Już niebawem, za 5 dni będzie miała miejsce premiera wspaniałej książki. Czy pamiętacie Ekoliski, Kosmoliski i historię Andrew Fresheta? Jeśli nie, to będziecie musieli koniecznie nadrobić, a nadrabiania zdaje się że będzie coraz więcej bo autor - pan Marek Marcinowski - nabrał potężnego rozpędu w swojej pisarskiej karierze i wydaje książkę za książką, a kolejne ciągle przygotowuje! I właśnie tutaj mowa o jego najnowszej książce, którą KsiążkoMania objęła patronatem medialnym. To kolejna książka dla dzieci, ale tym razem już nie z liskami w roli głównej. Bohaterami są Julka i Krzyś, którzy udają się w podróż po Polsce Południowej - a dokładniej jej zamkach. Cała trasa naszych bohaterów prezentuje się bardzo ambitnie, a znalazły się na niej między innymi takie obiekty jak Zamek Książ, Zamek na Wawelu, Zamek Łańcucie czy

Czerwony lód [Recenzja patronacka]

"Sierż. szt. Szadurski po policyjnej akcji w rezerwacie Beka otrzymuje wezwanie na miejsce zdarzenia do zakładu produkującego mrożonki w Szelewie. Podłoga na hali produkcyjnej zalana jest ludzką krwią. Brak ciała oraz nagrań z monitoringu od samego początku komplikuje śledztwo.  Po odnalezieniu ciała brygadzistki zostają utworzone trzy grupy śledcze. Szadurski pod ścisłym nadzorem naczelnika i prokuratora prowadzi sprawę, w której napotyka liczne komplikacje: nie tylko dyrekcja manipuluje dowodami i zeznaniami pracowników obecnych feralnej nocy na terenie zakładu, ale także jeden z istotnych świadków umiera. Morderstwo brygadzistki wywiera na Szadego większy wpływ niż przypuszczał, co powoli prowadzi go na dno. Z czasem, przez niewiarygodne zeznania oraz podkładane dowody, jest zmuszony korzystać z niekonwencjonalnych metod. Co takiego ukrywa zarząd firmy, że jest gotowy poświęcić ludzkie życia, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw? Czy Szademu uda się znaleźć zabójcę?