"Ryland Grace jest jedynym pozostałym przy życiu członkiem desperackiej misji ratunkowej, której celem jest ocalenie ludzkości. Problem polega na tym, że o tym nie wie. Nie ma nawet pojęcia, jak się nazywa, a co dopiero mówić o wiedzy na temat zadania, jakie przed nim stoi. Zdaje sobie sprawę tylko z tego, że właśnie obudził się z bardzo długiego snu, miliony kilometrów od domu, i że nie może liczyć na żadną pomoc - choć to akurat nie do końca okaże się prawdą..."
***
Tytuł: Projekt Hail Mary
Autor: Andy Weir
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 512
ISBN: 978-83-287-1680-3
***
Temat historii podróży w kosmos jest mi dość bliski, ponieważ mój tata od zawsze uwielbiał tego typu historie. Co rusz w domu kiedy tylko miał okazję oglądał filmy o podbojach kosmosu, ataku obcych, ratowaniu świata czy inne science fiction. I chociaż "Marsjanina", który jest dziełem Andy'ego Weir'a nie czytałam, jedynie częściowo widziałam na ekranie, to ten typ tematyczny dla literatury i filmu jest dla mnie jak sentyment. Dlatego też z pewnym rozrzewnieniem sięgnęłam po lekturę tej książki.
Na wstępie warto zaznaczyć, że te 512 stron, to nie jest takie standardowe 512 stron. Nie dość, że wydawca powiększył format książki od standardowego, to pomniejszył druk. Patrząc na to, jak wygląda przeciętna ilość książek to myślę, że ta powieść na spokojnie miałaby w standardowym formacie z 800 stron. Także jest to kawał lektury Proszę Państwa, i to kawał DOBREJ lektury. Tak tak, to słowo koniecznie należy napisać wielkimi literami.
Ryland Grace, nie zyskawszy sobie najlepszej sławy w światku naukowców (słusznie czy niesłusznie - to chyba tylko czytelnik może ocenić), zajął się kształceniem dzieci jako nauczyciel w szkole podstawowej. Tak jak naukę, kocha również swoją pracę. Pewien splot wydarzeń, który (jak zwykle w powieściach/filmach tego typu) kończy się tym, że przed bohaterem stoi misja uratowania świata z racji zagrażającego mu niebezpieczeństwa, doprowadza go aż na statek kosmiczny. Mężczyzna budząc się, nie ma jednak pojęcia co do tego kim jest, ani nawet gdzie dokładnie się znajduje. Powoli, bardzo powoli przechodzi proces stopniowego powrotu swoich wspomnień. Misja ratowania świata jest przerażająca, kiedy ma się ograniczony czas i do tego jest się w tej misji osamotnionym. Ale czy aby na pewno? Pomoc, czy też pewna forma wsparcia, przychodzi z zupełnie nieoczekiwanego kierunku...
Ta książka to majstersztyk. Czyta się ją dość długo, to fakt, ale jest ona tego w 100% warta. Powolne stopniowanie emocji, rozwijająca się niespiesznie akcja z przełomowymi, "akcentującymi" momentami potrafią niemalże "wbić" czytelnika w krzesło. To jest idealny i gotowy materiał na film - myślę, że nawet o większym potencjale od "Marsjanina" (na tyle na ile go poznałam oczywiście). Osobom, które nie gustują w tego typu literaturze również polecam sięgnąć po tę powieść, bo ma ona w sobie coś tak magnetycznie przyciągającego, że bez problemu wzbudzi zainteresowanie i ciekawość każdego. Dodatkowo język jakim posługuje się autor, cały tok myśli który obserwujemy bezpośrednio z relacji bohatera jest bardzo profesjonalny i potrafiący zaabsorbować myśli czytelnika bez reszty. Jak dla mnie, jest to jedna z lepszych powieści wydanych w tym półroczu.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.
To coś dla mojej drugiej połówki.
OdpowiedzUsuńFajna recenzja, ale za bardzo nie ciągnie mnie do takiej tematyki.
OdpowiedzUsuń