"Przyszłam na świat w puckim szpitalu późną wiosną 1991 roku. W dniu moich narodzin panowała wichura i ulewa, a temperatura utrzymywała się poniżej zera. Zaczerpnęłam pierwszy oddech w tym wyjątkowo zimnym maju, co zaszczepiło we mnie miłość do śniegu. Pod koniec szkoły wybrałam zawód informatyka, jednak ostatecznie kreatywność wygrała z logiką i skończyłam na pisaniu powieści. Od kilku lat pracuję w międzynarodowej firmie Dr. Oetker.
Jestem specyficzną i niereformowalną kobietą, która podąża własną drogą. Lubię motywować innych, cieszę się ze szczęścia bliskich, nie boję się pomagać, a co więcej uwielbiam zarażać uśmiechem i pozytywnym nastawieniem do życia.
Większość prywatnego czasu poświęcam na pisanie, podróże (szczególnie samochodem), staffika Jokera, przyjaciół i rodzinę. Otaczam się tym, co sprawia mi przyjemność i walczę do samego końca. Z każdej porażki wyciągam wnioski.
Na poważnie zajęłam się pisaniem w listopadzie 2015 roku. Ponad trzy lata później napisałam książkę, którą zdecydowałam się pokazać światu. Myślę, że każdy pisarz kroczy swoją drogą, moja była wyboista, to typowa sinusoida zdarzeń i przypadków, za które jestem wdzięczna losowi. Gdyby nie te wszystkie wątpliwości oraz ciekawość nie poznałabym tylu fantastycznych ludzi. I przede wszystkim nie odważyłabym się wydawać książek."
To są słowa, które autorka sama przytacza na swój temat. A co zdradziła nam więcej? Zapraszam serdecznie na bardzo interesującą rozmowę, oczywiście najlepiej przy filiżance herbaty 😊.
Jako
miłośniczka Bollywood, zawsze chętnie poznaje ludzi, którzy podzielają moją
miłość do tych filmów, stąd moje pytanie: Czy lubi Pani Bollywood i jeśli tak
to jaki film jest Pani ulubionym?
Oglądam filmy różne
gatunkowo, za czasów szkolnych zdarzało mi się obejrzeć również Bollywood.
Niestety ze względu na małą ilość czasu w wolnej chwili czytam książki, poradniki
lub opowiadania. Ale pamiętam jeden z filmów, który zapadł mi w pamięć
(podejrzewam, że był to jeden z pierwszych filmów Bollywood jaki oglądałam),
pt. „Czasem słońce, czasem deszcz”. Wiem, że w tamtym czasie oglądałam też inne
filmy z aktorem Shahrukh Khan (musiałam sprawdzić w internecie jak to się pisze
:D). Zagorzałą fanką tego gatunku nie jestem, bo bardziej skłaniam się ku
kryminałom, bądź horrorom. Szczególnie ostatnio lubię pojechać na takie filmy
do kina, aby się rozerwać ;).
Uwielbiam
poezję, sama pisuję od czasu do czasu "wiersze" jeśli mogę odważyć
się je tak nazwać, stąd moje pytanie: jaki jest Pani ulubiony wiersz i czy
zdarzyło się popełnić Pani samej jakiś wiersz ?
Podziwiam ludzi,
którzy pisują wiersze, mają to wyczucie i smak potrzebny do ich pisania. Sądzę,
że takie osoby są wrażliwe i szczególnie wyczulone na świat, empatyczne. W moim
przypadku to się nigdy nie sprawdzało, choć nie próbowałam pisać wierszy. Od
podstawówki trzymałam się od tego z daleka. Po prostu nie jest to coś, w czym
czuję się dobrze. Tak samo nie zabierałam się za pisanie tekstów do piosenek,
jak niektóre moje koleżanki z technikum: tam potrzeba rytmu i myślenia ku
któremu się nie skłaniam. W związku z tym nie mam żadnego ulubionego wiersza,
ale trzymam za Panią kciuki. Mam nadzieję, że uda się Pani przełamać i uwierzyć
w siebie, bo jeżeli sam autor nie wierzy w swoje dzieła, to nikt tego za niego
nie zrobi :). Więcej wiary w siebie i wytrwałości życzę! A może uda się
Pani wydać tomik wierszy. Kto wie? :)
Jakie miejsce, które Pani odwiedziła zapadło
Pani najbardziej w pamięć i dlaczego?
Muszę przyznać, że miejscem, które najbardziej zapadło
mi w pamięć i które staram się odwiedzać regularnie to lasy Piaśnickie. Może
nie jest to „nic wielkiego” ani spektakularnego, nie ma tam nie wiadomo jakich
atrakcji, czy pięknych krajobrazów, jednak jest to miejsce, o którym wręcz
trzeba pamiętać. Jeździłam i jeżdżę po różnych zakątkach Polski (za granicę mi
się nie spieszy), ale muszę przyznać, że to lasy Piaśnickie zrobiły na mnie
największe wrażenie. Sam fakt, że mam tak blisko siebie miejsce, gdzie zamordowano
około 14 tysięcy ludzi wzbudza we mnie pewnego rodzaju sentyment. Chyba dlatego
wykorzystałam to miejsce w mojej powieści fantasy, która wyjdzie
najprawdopodobniej w przyszłym roku nakładem wydawnictwa WasPos. Możliwość
chodzenia po tej ziemi, wśród grobów i pomników upamiętniających pomordowanych
ludzi, w tym kobiety i dzieci: powinno być przypomnieniem dla wszystkich tych,
którzy w życiu pałają nienawiścią i chęcią zemsty. Życie trzeba szanować, cudze
poglądy także (o ile nie krzywdzi się tym ludzi, pozwólmy innym decydować o
sobie). Takie mam zdanie i za tym staram się podążać. Za każdym razem, gdy
czuję się naprawdę źle jadę właśnie tam.
Jeśli chodzi o pisarzy - kto jest dla Pani
największym autorytetem?
Zaczytywałam się w Poe, Kafce, Froudzie, później we
współczesnych autorach zagranicznych, jak Nesbo, Lackberg, czy King. Na mojej
półce królują także różnego rodzaju poradniki o pisaniu. Z każdego z autorów
staram się coś wynosić, ale żaden z nich nie jest moim autorytetem. Może jestem
pod tym względem dziwna, jednak nie mam autora, który odpowiadałby mi na tyle,
aby stawiać go na czele. Czerpię inspirację z każdej przeczytanej książki,
badam je pod względem warsztatu, wyszukuje schematów, skupiam się na napięciu i
zwrotach akcji. Czytam też książki dla samej rozrywki, z których można się
pośmiać, lub spędzić miło czas podczas prostej, aczkolwiek nie banalnej
lektury. Podziwiam i szanuje każdego autora, bo gdy jest się po tej drugiej
stronie: docenia się ile pracy trzeba włożyć w samo pisanie. Mniej więcej z
tego względu nie stawiam nikogo na piedestale.
Zakochani czasu nie liczą, głodni sukcesu
analizują każdą mijającą godzinę. Gdyby otrzymała Pani w prezencie dwa
"nietypowe" zegarki. Wskazówki jednego z nich przyspieszałyby w
trudnych życiowych momentach, zaś wskazówki drugiego zwalniałyby gdy
zdarzy się coś, na co czekała Pani z utęsknieniem. Mogłaby Pani wówczas
zatrzymać czas i faustowskim powiedzeniem rzec “trwaj chwilo, jesteś piękna” .
Który z zegarków by Pani wybrała?
Może ta odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca, ale
nie wybrałabym żadnego zegarka. Jestem zdania, że każde doświadczenie, czy
dobre czy złe, czegoś nas uczy. A więc gdybym przyspieszała złe momenty
mogłabym ich tak dobrze nie zapamiętać jak powinnam, mogłabym nie czerpać z
nich doświadczenia, a to sprawiałoby, że nie uczyłabym się na błędach. Za to
wydłużanie dobrych chwil mogłoby sprawić, że stałyby się dla mnie małostkowe,
nie doceniałabym ich, gdybym zatrzasnęła się w nich jak w limbo. Bo dobre są
właśnie te momenty, pierwsze kilka sekund: widok, który zapiera dech w
piersiach nie robi już takiego samego wrażenia za drugim razem, więc patrząc na
niego w nieskończoność mógłby mi się znudzić. To samo dotyczy uczuć, najlepsze
są te ukradkowe spojrzenia, pocałunki, niespodzianki. Nie warto ich spowalniać,
wszystko powinno iść swoim torem.
Jakie jest Pani zdanie w kwestii spełniania
marzeń - to my je spełniamy czy, jak twierdzą niektórzy, same się spełniają?
Skłaniam się bardziej ku pierwszej kwestii: to my
spełniamy marzenia. Im więcej mam lat, tym bardziej to rozumiem. W końcu świat
reaguje na nasze działania, jeśli będziemy siedzieć w domu: niczego nie
osiągniemy. To do nas samo nie przyjdzie, niestety. Jeśli chcesz wyjechać do
ciepłych krajów, musisz najpierw na to zarobić (no chyba, że ma się sponsora,
ale wtedy też inaczej do tego podchodzimy), a później wsiąść w samolot i
polecieć. To my działamy. Marzysz o napisaniu książki i o tym, żeby zobaczyć
swoje nazwisko na okładce? Nikt tego za ciebie nie wykona. Faktycznie są
ludzie, którzy mogą nam pomagać spełniać marzenia, ale to też reakcja na nasze
działanie: w końcu to my pielęgnowaliśmy miłość, czy przyjaźń, aby później
czerpać z nich wzajemne korzyści. Gdybyśmy tego kogoś nie poznali, nie
dalibyśmy się pokochać, czy polubić: dalej tkwilibyśmy w miejscu. Wszystko
zależy od nas samych, adekwatnie do naszych marzeń musimy włożyć w nie
odpowiednią ilość czasu i energii.
Co jest, Pani zdaniem, najcenniejszym drogowskazem
- serce czy rozum?
Świat nie jest czarno-biały. Równowaga musi zostać
zachowana: dosłownie wszędzie. Nie ma na to odpowiedniej receptury, nie można
polegać na jednym „drogowskazie”. Momentami okazuje się, że pójście na żywioł,
podjęcie decyzji prosto z serca może być strzałem w dziesiątkę. Innym razem
trzeba ochłonąć, pozwolić rozumowi przemówić sercu do rozsądku. Dla mnie
najcenniejsze jest to, że mamy szanse podążać za obiema rzeczami, a to w jakim
momencie z czego korzystamy zależy od sytuacji: inaczej zachowamy się w
przypadku relacji służbowych, inaczej w przyjacielskich, czy małżeńskich. Cenne
jest to, że mamy prawo wyboru, a słuchać trzeba tego, z czym czujemy się
najlepiej, bez względu na to, czy sytuacja jest dla nas korzystna.
Kto był motorem napędowym i powiedział
"jesteś świetna w tym co robisz, czas aby Twoja twórczość wyszła na
światło dzienne?"
Głupio mi się do tego przyznać, ale w tych kwestiach
nie słucham nikogo. Przez lata wyrobiłam u siebie nawyk samodzielnego myślenia,
podążenia za swoimi pragnieniami. Fakt, już wcześniej pojawiały się sygnały ze
strony rodziny czy przyjaciół, żebym zaczęła wydawać, ale nie czułam tego.
Bałam się, że to jeszcze nie ten moment. Pisanie wiąże się nie tylko z samym
pisaniem, ale również z promocją i utrzymywaniem kontaktu z obcymi ludźmi. Ten
świat literacki jest bardzo rozbudowany. Musiałam sama podjąć decyzję, że
jestem gotowa i zawalczyć o wydanie książki. To musiała być po prostu moja
decyzja i moja walka.
Kto był pierwszym czytelnikiem "Czerwonego
lodu"?
Monika Syminowicz ze strony zostacpisarzem.pl. Przez
lata znajomości bardzo mocno się zaprzyjaźniłyśmy i ta relacja stała się tak
trwała i mocna, że polegamy na sobie w wielu kwestiach. Jesteśmy inne, a
zarazem się uzupełniamy. Dzięki temu jej spojrzenie na „Czerwony lód” pozwoliło
mi dokonać kilka istotnych zmian jeszcze przed podpisaniem umowy. Cenię sobie
jej rady, chociaż nie zawsze się z nimi zgadzam :).
Czy pisząc powieść ma Pani ją niejako już
"w głowie", czy pisząc sama Pani do końca nie wie co z tego wyniknie,
bo treść ciągle ewoluuje w trakcie pisania?
Kryminał ma to do siebie, że warto zaplanować niektóre
wątki przed pisaniem. Chociażby to, kto zabił i w jaki sposób tego dokonał.
Trzeba wiedzieć niektóre rzeczy, aby później fałszować tropy, czy ukrywać
mordercę za innymi podejrzanymi. Wtedy zdecydowanie łatwiej bawić się zwrotami
akcji. Ale przeważnie, oprócz tych ważnych akcentów, idę na żywioł. Poddaję się
Szademu, sytuacji, korzystam z małych znaków, które gdzieś tam w tekście
podświadomie sobie zostawiam. Np. w pierwszej wersji „Czerwonego lodu” zabił
ktoś inny, dopiero z czasem stwierdziłam, że zakończenie zdaje się być zbyt
banalne i podkręciłam piłkę, co dało mi dodatkowy zwrot akcji. To samo stało
się z Klucznikiem, drugim tomem przygód Szadego, tam też ostatecznie zabił ktoś
inny niż zaplanowałam za pierwszym razem. Warto być elastycznym i dostrzegać te
okruszki, które gdzieś tam rozsypujemy na drodze.
Czy pisząc powieść czerpie Pani od osób i wydarzeń
z własnego życia/życia dalszych znajomych, czy jest to zupełnym wytworem Pani
wyobraźni?
W 90% jest to wytwór mojej wyobraźni. W tych 10%
zawiera się inspiracja zaczerpnięta z wydarzeń lub osób, jednak za każdym razem
dokonuje takich zmian, aby nikogo nie urazić. Tak naprawdę nikogo nie ma w
moich powieściach, choć gdyby ktoś się dopatrywał, to na siłę pewnie coś by
dopasował. Już po przeczytaniu „Czerwonego lodu” moi współpracownicy
doszukiwali się w fikcyjnych postaciach dopasowania w naszym otoczeniu.
Aczkolwiek, tak jak firma „Pihon” nie istnieje, tak pozostałe miejsca owszem.
Korzystam z pobliskich miast, czy lasów i tam osadzam akcje. Na przykład w
Kluczniku część akcji dzieje się w lasach przy Mechowie, inna we Władysławowie.
Te miejsca istnieją. Wydarzenia, czy osoby są wymyśleni na poczet powieści.
Co pamiętasz z języka niemieckiego z nauki w Rzucewie?
Nauczycielkę (śmiech). I kilka komicznych sytuacji,
ale z samego języka niewiele :). Wolę angielski :).
Twoje najlepsze słodko - gorzkie wspomnienie
, które mimo końcowego rozczarowania najlepiej wspominasz.
Podejrzewam, że było to odrzucenie ze szkoły, do
której naprawdę chciałam się dostać. Ostatecznie poszłam do innej, na zupełnie
inny kierunek i wyszło mi to na dobre. Czasami tak jest, że zostajemy
zepchnięci na pobocze, żeby odkryć nową, lepszą ścieżkę. Nic innego w tym
momencie nie przychodzi mi do głowy :).
Czy lubisz smutne wydry i dlaczego tak?
Nie lubię żadnych zwierząt, które się smucą, chociaż
niektóre filmiki, czy zdjęcia faktycznie mają moc przekazu i są zabawne. A
dlaczego? Bo zwierzaki są w większości słodkie, no chyba, że mówimy o lwie,
który chce nas zjeść ;)
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Druga część wywiadu wraz ze zwycięzcą zostanie zamieszczona w drugim poście.
Dziękuję ślicznie za odpowiedzi ❤😉
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa rozmowa. Dzięki.
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuń