Przejdź do głównej zawartości

Anioł z Auschwitz - rozdział 1


"Nic nie mogło rozdzielić Christophera i Rebekki: ani jej wyrodni rodzice, ani nawet narzeczony, z którym wróciła do domu po ucieczce do Anglii. Lecz gdy do sielankowej wyspy Jersey dociera II wojna światowa, nazistowscy najeźdźcy, realizując Ostateczne Rozwiązanie Kwestii Żydowskiej swojego Führera, wywożą Rebeccę na kontynent. Gdy naziści deportują Christophera i jego rodzinę do ojczystego kraju – Niemiec – w desperackiej próbie ratowania ukochanej zgłasza się na ochotnika do szeregów SS. Rozpoczyna służbę w Auschwitz, gdzie sprawuje nadzór nad pieniędzmi skradzionymi ofiarom, które zginęły w komorach gazowych. Poszukując Rebekki, musi nie tylko ukrywać swoje prawdziwe oblicze, ale i walczyć o własną duszę. W koszmarnym świecie Auschwitz Christopher pilnuje przepływu rzeki splamionych krwią pieniędzy, dzięki czemu staje przed nieoczekiwaną szansą. Czy starczy mu sił i odwagi, by zaakceptować swój los, który na zawsze może zmienić nie tylko jego życie, ale i wielu innych ludzi?"

***

Tytuł: Anioł z Auschwitz 
Autor: Eoin Dempsey
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data premiery: 14.08.2019

***

Rozdział 1

Auschwitz-Birkenau, wrzesień 1943 roku

Samochód zatrzymał się przed szeregiem trzydziestu magazynów, rozmieszczonych w trzech
rzędach po dziesięć. Każdy miał około dwunastu metrów szerokości i sześćdziesięciu
długości. Kierowca otworzył drzwi rapportführerowi Friedrichowi, Christopher wysiadł za
nim.
– Będzie pan pracował głównie tutaj – rzekł Friedrich. Wyjął spod pachy rejestr,
uniósł pierwszą kartkę i spojrzał na kolejną. – Widzę, że powierzyli panu to stanowisko dzięki
doświadczeniu w księgowości.
Christopher przytaknął i spojrzał na magazyny, które otaczało wysokie ogrodzenie z
drutu kolczastego.
– Cieszę się, że dostaliśmy jakąś fachową pomoc. Przed wojną byłem prawnikiem we
Frankfurcie. Tu jest napisane, że jest pan Niemcem, ale trafił pan do nas z terenów
okupowanych.
– Tak, mieszkałem na Jersey, zanim wyspa została wyzwolona.
– Błogosławiony dzień, nie wątpię. – Friedrich zamknął rejestr i podał go
kierowcy. – Jestem pewien, że jako oficer SS doskonale zdaje pan sobie sprawę, jak ważną
pracę tu wykonujemy.
– Oczywiście, herr rapportführer.
– Bardzo dziwny akcent – zauważył Friedrich.
Był ciepły, wrześniowy dzień. Christopher poczuł, jak po plecach spływa mu strużka
potu. Jego nowy mundur boleśnie opinał go w ramionach. Gdzieś w oddali grała orkiestra.
Docierały do niego niesione przez wiatr tony Kanonu D-dur Pachelbela.
– W Europie żyje za dużo plemion, jest za dużo różnic, za duże szanse na konflikt,
wojnę. Wystarczy spojrzeć na historię, żeby zobaczyć, do czego to prowadzi. Interesuje się
pan historią? Na pewno. Zapewne dlatego poprosił pan o przydział właśnie tutaj, żeby trafić
do samego centrum tworzenia historii. Mam identyczne odczucia. Wiele nas łączy.
– Tak, herr Friedrich.
– A Żydzi od zarania byli najgorszym z tych wszystkich plemion. Ta wojna to ich
wina. Placówki takie jak ta mają zapobiec kolejnym wojnom. Rozumie to pan, prawda herr
Seeler?

– Tak, herr rapportführer, oczywiście. – Około stu dwudziestu metrów dalej stał duży,
betonowy budynek. Jego masywny komin wznosił się kilkanaście metrów w górę i wypluwał
gęsty, czarny dym.
– Chodzi mi o to, że musimy być twardzi jak granit – odezwał się ponownie
Friedrich. – Powtarzam to wszystkim nowym oficerom. Nasza praca jest zbyt ważna, nie
możemy kalać jej współczuciem czy litością dla więźniów. – Splunął. – Żadne przejawy
słabości, zwłaszcza względem więźniów, nie będą tu tolerowane. Potrzebuję wyłącznie
zahartowanych, w pełni oddanych esesmanów. Rozumie mnie pan, herr obersturmführer?
– Oczywiście, herr rapportführer, doskonale rozumiem.
– Żydzi, jak wszystkie pasożyty, świetnie się przystosowują. Potrafią odczytywać
nasze emocje, grać na naszych lękach. Dlatego do tej pracy nadają się tylko silni mężczyźni,
którzy nie są podatni na ich podłe sztuczki, wymierzone we wszystko, co jest dobre na tym
świecie. Musi pan wiedzieć, że każdy wydany tu rozkaz służy dobru Rzeszy, dlatego nigdy
nie może pan kwestionować otrzymanych poleceń.
– Nie mogę się doczekać nowych obowiązków, herr rapportführer.
– Dobrze, bardzo dobrze, takiej odpowiedzi oczekiwałem. Czeka pana wyjątkowo
ważne zadanie. Wraz z rozwojem naszej tutejszej aktywności rośnie zapotrzebowanie na
oddanych funkcjonariuszy, którzy trzymaliby pieczę nad redystrybucją funduszy z powrotem
do Rzeszy.
Szli wzdłuż szeregu magazynów. Drzwi znajdującego się tuż przed nimi były otwarte.
Wewnątrz przebywało około dwudziestu względnie zdrowo wyglądających kobiet, które
sortowały oznaczone białą kredą walizki. Kiedy zbliżyli się do wejścia, żadna nie podniosła
głowy. Co chwilę kobiety rzucały ubrania na ogromną stertę albo odkładały biżuterię na
otoczoną przez uzbrojonych strażników długą ławę.
– Będzie pan nadzorował sonderkommando, naszą żydowską siłę roboczą, przy
sortowaniu dóbr i kosztowności, które mogą się nam na coś przydać. Następnie będzie pan
przeglądał owe dobra i odsyłał je do Rzeszy. Pański obowiązek będzie polegał na
zapewnieniu bezpiecznego przesyłu. Rozumiem, że wypracowanie odpowiedniego systemu
wymaga czasu, ale proszę się starać. Potrzeby naszego obozu są ogromne, nie może być więc
mowy o lenistwie albo niskiej wydajności.
Friedrich kiwnął na Christophera, by poszedł za nim, i obaj cofnęli się o kilka kroków.
– Będzie pan za nie odpowiadał. – Friedrich objął zamaszystym gestem znajdujące się
przed nimi magazyny. – Nie muszę dodawać, że nie tolerujemy tu korupcji. Proszę mieć na
oku zarówno siebie, jak i innych. Wydział polityczny patrzy. Jak pan wie, mogą w dowolnym

momencie przeszukać każdego i nieustannie węszą za niedozwolonymi kontaktami z
więźniami. Jeżeli zostanie pan przyłapany na złodziejstwie czy też sprzeniewierzeniu, jak
mawiacie w księgowości, kara będzie szybka i surowa. Ale jestem pewien, że sięganie po
takie środki nie będzie konieczne.
– Oczywiście, że nie, herr rapportführer.
– Herr Seeler, jestem ciekaw… Szybko pan awansował. To dość niezwykłe, by nowy
rekrut tak szybko został obersturmführerem.
– Jestem księgowym, herr rapportführer. Nadano mi ten stopień, żeby inni księgowi
uznali moje zwierzchnictwo.
– Tak czy siak, spodziewałem się, że pańskie stanowisko zajmie jakiś ranny weteran.
Trudno uwierzyć, że młody, sprawny mężczyzna ze Zjednoczonego Królestwa zdołał w takim
tempie wstąpić do SS i zdobyć u nas tę funkcję.
– Straty wśród naszych dzielnych żołnierzy powodują, że ludzi mojego pokroju,
którzy wcześniej mieszkali za granicą, chętniej przyjmują do SS. Obecnie każdy ma szansę
służyć w szeregach elity Hitlera, tak rdzenni Niemcy, jak i cudzoziemcy. Gdy okazało się, że
mogę spełnić marzenia i zostać żołnierzem SS, naprawdę mi ulżyło. Koniec końców
urodziłem się w Berlinie, herr Friedrich.
Christopher nie wspomniał o olbrzymiej łapówce, jaką jego wujek musiał zapłacić, by
zapewnić mu stanowisko w obozie, bo oczywiście trafił tam wyłącznie dlatego. Gdy się
nabierze wprawy, łatwiej kłamać, a Friedrich wydawał się całkowicie usatysfakcjonowany tą
odpowiedzią.
– Proszę za mną. – Friedrich podążył między magazyny, a Christopher podbiegł, żeby
go dogonić. Panowała tam dziwna cisza. Christopher zastanawiał się, gdzie podziali się
wszyscy więźniowie. Słyszał, że są tam ich tysiące. – Czy przed przydziałem nazwa naszej
placówki obiła się panu o uszy?
– Owszem. Wuj mi o niej opowiadał. Jest oficerem Wehrmachtu, stacjonuje na froncie
wschodnim.
– A jak on dowiedział się o obozie?
– Wiedział, że pragnę służyć Rzeszy, więc rozejrzał się dla mnie za przydziałem.
– Nasza praca ma istotne znaczenie, ale nie można o niej mówić. Nie muszę
przypominać o pańskiej przysiędze lojalności.
– Powtarzam ją każdego dnia, herr rapportführer.
– Miło mi to słyszeć, herr Seeler. Dzięki młodym mężczyznom takim jak pan, Führer
będzie z nas dumny. – Wyszli spomiędzy trzeciego rzędu magazynów i stanęli przed

pokaźnym ceglanym budynkiem. Wyglądał jak masywne gospodarstwo rolne
kilkusetmetrowej długości. – Te budynki są nowe, ukończone ledwie dwa miesiące temu.
Właśnie tu będzie pan gromadził dobra i kosztowności. Trafiliśmy na dobry moment. Zawsze
lepiej oprowadzać nowo przybyłych, gdy jest pusto. Kiedy przyjeżdża transport, robi się dość
gorączkowo.
Friedrich poprowadził Christophera w stronę wejścia do budynku, po drodze minęli
kilku więźniów. Wyglądali na zdrowych i dobrze odżywionych. Każdy niósł jakieś narzędzia
lub pchał wózek. Przeszli przez niewielki przedsionek prowadzący do przestronnej
przebieralni, w której pod ścianami oraz na środku stały rzędy ławek. Nad ławkami, co
kilkadziesiąt centymetrów, wisiały ponumerowane haczyki. W pomieszczeniu panowała
pustka, nie było ani jednego okna, powietrze było gęste. Christopher miał ochotę jak
najszybciej opuścić to miejsce.
– Będzie pan organizował gromadzenie odzieży i kosztowności likwidowanego tu
niepożądanego elementu. – Słowo „likwidowany” odbiło się w głowie Christophera głośnym
echem, od razu pomyślał o Rebecce. Poczuł, że miękną mu kolana, i natychmiast usiadł na
najbliższej ławce.
– Nie ma czasu na odpoczynek. Czeka pana wiele pracy – ponaglił go Friedrich.
Christopher wyszedł za nim z powrotem przez przedsionek, a następnie masywne,
stalowe drzwi z judaszem oraz znakiem: „Szkodliwy gaz! Wejście zagraża życiu”.
Mężczyzna wziął głęboki haust powietrza. Friedrich zdążył wyprzedzić go o kilka
kroków, więc Christopher musiał go dogonić, próbując przy tym zwolnić oddech.
– Jestem pewien, że domyśla się pan, jaki jest charakter naszej pracy, i rozumie,
dlaczego jest taka delikatna.
Christopher zdał sobie sprawę, że milczy o kilka sekund za długo, więc rzucił pośpiesznie:
– Tak, herr rapportführer, zarówno delikatna, jak i ważna.
– Otóż to. To jedno z krematoriów, z których będzie pan pobierał przeznaczone do
wysyłki dobra. Oprócz niego są jeszcze trzy, wkrótce najpewniej staną kolejne. Można
odnieść wrażenie, że pracy ciągle przybywa i nigdy się nie kończy. – Friedrich poprowadził
Christophera z powrotem do samochodu. – Pańskie biuro znajduje się na końcu tego rzędu,
ale i to z czasem może się zmienić. – Widząc zbliżającego się Friedricha, kierowca
zasalutował i otworzył obu mężczyznom drzwi. Christopherowi drżały dłonie, więc schował
je do kieszeni. Serce waliło mu w piersi, a wsiadając, uderzył głową w karoserię.
Rapportführer chyba tego nie zauważył. Droga na koniec rzędu magazynów zajęła kilka chwil, Friedrich przez cały czas mówił – coś o odpowiedzialności i honorze – ale Christopher już go nie słuchał.
Samochód zatrzymał się przy ostatnim magazynie. Pewnie szybciej byłoby przejść tę
odległość pieszo. Friedrich ruszył do przodu i ciągle mówiąc, dotarł do drewnianych drzwi z
oknem. Christopher otworzył je i obaj weszli do środka. W pomieszczeniu było trzech
mężczyzn, którzy podnieśli na nich wzrok. Friedrich poprowadził Christophera do drzwi
prywatnego gabinetu. Wzdłuż ścian stały regały z aktami i rejestrami, okno wychodziło na
ponury dziedziniec. Na niemal pustym biurku stał tylko telefon i sterta dokumentów, za
biurkiem znajdował się duży sejf.
– To pańskie biuro, choć oczekuję, że większość czasu będzie pan spędzał w
magazynach i krematoriach. – Wrócili do części, w której siedziało trzech mężczyzn. – Proszę
pozwolić, że przedstawię pański personel pomocniczy. – Wszyscy trzej wstali. – Po pierwsze,
oto Karl Flick. – Tęgi mężczyzna w okularach postąpił krok naprzód i podał Christopherowi
zimną, spoconą dłoń. – To Wolfgang Breitner. – Breitner, niski człowiek z wielkim nosem,
także wystąpił z szeregu i uśmiechnął się. – A to Toni Müller. – Tym razem dłoń Christophera uścisnął wysoki i poważnie wyglądający mężczyzna.
– Witamy, herr obersturmführer. Nie możemy się doczekać współpracy – oświadczył
Müller. – Jestem pewien, że nie brakuje panu pomysłów na reorganizację procesu
księgowania.
– Zgadza się – odparł Christopher i poczuł ulgę, że nie zadrżał mu głos. – Zdaje się, że
dziś jest ważny dzień, musimy się przygotować na następny transport. Na kiedy go
zaplanowano, herr rapportführer?
– Z tego, co wiem, na jutro – odpowiedział Friedrich i spojrzał na zegarek. – Na mnie
czas. Po pracy panowie zaprowadzą pana do kwatery. Witam w Auschwitz, herr Seeler.
Friedrich zamknął za sobą drzwi, a Christopher powiódł wzrokiem po nowych
współpracownikach – jego podwładnych. Wszyscy trzej w międzyczasie usiedli przy swoich
biurkach i wlepili wzrok w dokumenty oraz rejestry. Christopher przeprosił, oddalił się do
łazienki mieszczącej się na końcu korytarza, po czym zatrzasnął się w ostatniej kabinie. Z
całej siły przycisnął kolana do klatki piersiowej i siedział na toalecie, dopóki nie wystraszył
się, że jego nieobecność może wzbudzić podejrzenia.
Kiedy wrócił do biura, przerzucił papiery leżące na biurku i ułożył je w kolejności do
lektury. Raporty informowały, że do obozu przybywa ogromna liczba ludzi. Wiele tysięcy
każdego tygodnia, a jednak do pracy w miejscowych fabrykach potrzebowano tylko około
trzydziestu tysięcy robotników. Baraki w głównym obozie nie mogły pomieścić więcej niż kilka tysięcy osób. Nic z tego nie rozumiał. Liczby się nie zgadzały. Na biurku leżały też
rejestry dotyczące mienia więźniów, które zwrócono do Rzeszy: reichsmarki, dolary, funty,
liry, pesety, franki, ruble i wszystkie inne waluty, o jakich kiedykolwiek słyszał. Przez obóz
płynęła rwąca rzeka pieniędzy, a on miał okiełznać jej nurt. Po pracy nowi współpracownicy zaprowadzili go do kantyny. Podawano w niej okazałe porcje jedzenia, do tego, w przeciwieństwie do obozu szkoleniowego SS, naprawdę smacznego. Kwaterę miał dzielić z innym młodym oficerem ze służb wartowniczych obozu. Nazywał się Franz Lahm, był untersturmführerem z Regensburga. Chciał namówić Christophera na wieczorne wyjście, żeby poznał innych esesmanów lub wybrał się do kina, albo burdelu dla strażników.
– No, daj spokój. Chodź się z nami napić. Jeżeli zamierzasz kłaść się tak wcześnie
przed każdym transportem, to nigdy z nami nie posiedzisz.
– Idź, nie przejmuj się mną. To mój pierwszy dzień. Obiecuję, że jutro wieczorem ze
wszystkimi się przywitam.
Lahm wrócił o trzeciej nad ranem, przewrócił się o stojący na środku pokoju stolik i
zasnął tam, gdzie upadł. Kilka sekund później pomieszczenie wypełniło się jego chrapaniem.
Christopher nie reagował. I tak nie spał. Leżał w ciemności, zastanawiając się, jak znajdzie
Rebeccę w tej pajęczynie chaosu i śmierci.

***
Serdecznie zachęcam do zapoznania się z całą książką! Za fragment powieści bardzo dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Noli me tangere!

  "Pewnego dnia Krzysztof Tuczyński de Wedel, wielki pan na włościach i zagorzały krzewiciel wiary katolickiej, spotyka na drodze piękną chłopkę. Sądząc, że dziewczyna jest protestantką, postanawia ją pohańbić i w ten sposób zasłużyć w oczach Boga. Gwałcona dziewka rzuca mu w twarz znamienne słowa: Noli me tangere! Wkrótce do Tuczyńskiego dociera wiadomość, że kobieta jest katoliczką, a jej imiona to Maria Magdalena... Prawie cztery wieki później na tej samej drodze ktoś morduje młodą dziewczynę, wracającą z randki do domu. W toku śledztwa okazuje się, ze zwłoki kobiety leżały w pozie przywodzącej na myśl wizerunek świętej Marii Magdaleny z pobliskiego kościoła. Wygląda na to, że zmory przeszłości wcale nie odeszły w zapomnienie, co więcej - domagają się zadośćuczynienia..." * ** Tytuł:  Noli me tangere! Autor:  Andreas Hoff Wydawnictwo:  Novae Res Ilość stron:  224 ISBN:  978-83-8219-053-3 *** Jeśli zależy wam na książce, którą przeczytacie szybko książce, która wciągnie was

Wyspa w kałuży

"Krzysztof ma osiem lat, gdy zaczyna się jego wieloletnia przyjaźń z Bogusiem, którego ojciec jest wysoko postawionym działaczem partyjnym. Chłopiec jeszcze nie wiem, co właściwie oznacza termin "partyjna szycha", ale starszy od niego o dwa lata kolega, któremu pozycja ojca daje poczucie wyjątkowości i bezkarności, staje się dla niego mentorem i przewodnikiem w drodze do dorosłości. Coraz częściej jednak ta droga wiedzie przez niebezpieczne manowce, a przyjaciel zaczyna jawić się niczym osobisty diabeł kusiciel. Ale gdzie zło, tam musi być i dobro. Pojawi się ono w życiu szesnastoletniego już Krzysztofa w postaci kobiety..." *** Tytuł:  Wyspa w kałuży Autor:  Lech Foremski Wydawnictwo:  Novae Res Ilość stron:  370 ISBN:  978-83-8147-554-9 *** Lech Foremski pochodzi z Białegostoku i od 1982 roku przebywa na emigracji w USA. Jest profesjonalnym fotografem, amatorem malarzem, rzeźbiarzem i grafikiem. Autor artykułów, esejów, słuchowisk oraz wsp

Francuskie noce

"Podobno miłość łaskawa jest. Podobno też i cierpliwa... Mówią również, że przed przeznaczeniem nie da się uciec, bo przekorny los już wcześniej przygotował odpowiedni scenariusz dla każdego... lecz czy na pewno? Czy w jednej chwili można zapomnieć o wszystkim i zacząć żyć na nowo, powracając do tego co niegdyś przysporzyło nam ból? Zawirowane losy Marysi i Bilala pokazują, że jest to możliwe, "bo cóż jest bez miłości? Pustka bez końca..." *** Tytuł:  Francuskie noce Autor:  Adriana Rak Wydawnictwo:  WasPos Ilość stron:  332 ISBN:  978-83-66070-82-0 *** Chociaż Adriana Rak zadebiutowała niespełna rok temu, to przez ten cały czas jej literacki dorobek znacząco się powiększył - "Francuskie noce" jest najświeższą z powieści (kwestię "Uwikłanych" tomu 1. pominę w tej recenzji, ponieważ o wersji świeżej tej książki będzie osobny wpis). To kontynuacja "Marokańskiego słońca" co oznacza, że czytelnik z powodzeniem może śled